Kiedy kupowałem swój pierwszy samochód i pierwszy raz tankowałem do niego gaz – kosztował on 1,4 zł. za litr, a benzyna 95 kosztowała około 3 złotych i 80 groszy. Bak gazu i 10 litrów benzyny kosztował mnie mniej niż 80 zł. Dzisiaj lpg kosztuje 2,85 zł., a zatankowanie 10 litrów paliwa i 58 litrów gazu to koszt ponad 230 złotych. Gaz podrożał o 100%, a benzyna o 65%. Wprawdzie bak na gaz mam dzisiaj większy, ale i tak obiektywnie można stwierdzić, że ceny paliw dają się nam we znaki. I niestety nie zanosi się na ich obniżenie.
Co tydzień przejeżdżam 500 km, a co miesiąc 2000 dojeżdżając do pracy. Nie licząc przejazdu na zakupy, do kina, czy do teściów. Początkowo liczyłem, że dojazdy do pracy kosztują mnie jakieś 480 do 500 zł miesięcznie. To była cena do zaakceptowania. Jednak w listopadzie wartość faktur za tankowanie przekroczyła 1200 zł. To zdecydowanie za dużo. Wydawało się, że nie da się nic zrobić bo nawet moja firma, ta do której dojeżdżam i gdzie pracuję, powoduje wzrost ceny o kilka groszy na litrze benzyny.
Jak się na szczęście okazało – nie była to sytuacja bez wyjścia. Przecież jest jeszcze carpooling! Carpooling , jak podaje Wikipedia, to forma podróżowania, która polega na udostępnianiu wolnego miejsca we własnym samochodzie lub korzystania z wolnego miejsca w samochodzie innego użytkownika. Kierowcy i pasażerowie umawiający się na carpooling dzielą się kosztami przejazdu, na które składają się przede wszystkim koszty paliwa, ale także np. opłaty za parking, przejazd autostradą czy wypożyczenie samochodu.
Słyszałem o tym kiedyś, myślałem, że to jakaś fanaberia. Podwożenie się z domu do pracy 3 kilometry daje niewiele oszczędności.
My z koleżanką z pracy rozwiązaliśmy to tak, że jeden tydzień jeżdżę ja następny ona i tak na zmianę. I trzeba przyznać życie staje się znośniejsze, kiedy tankowanie jest tańsze o ponad połowę! I znów kosztuje około 600 zł. Niestety do czasu gdy zagotuje się woda w chłodnicy w 20 stopniowym mrozie w moim prawie nowym chińskim terowym samochodzie i zerwie się linka od klamki od otwierania maski samochodu. Na szczęście (chyba ktoś tam na górze nade mną czuwa) zagotowanie się chłodnicy oznaczało tylko brak w niej płynu, a linka tylko się odczepiła!