Książkę kupiłem za 14.99 w płońskim Marc Polu. Kupiłem, bo chciałem coś przeczytać. Autor – Marcin Wolski jest znany nie tylko z książek, ale przede wszystkim występów telewizyjno – radiowych. I tak jak nie lubię słuchać i oglądać Wolskiego, tak uwielbiam go czytać.
Książkę przeczytałem w 3 dni leżąc na plaży po 3 godziny. Pierwsze osiemdziesiąt stron niestety nie zachęcało do dalszej lektury.
Główny bohater Antoni Jurkowski dogorywa w prowincjonalnym szpitalu. Często się słyszy, że trzeba go wypisać, aby nie zajmował miejsca innym jednak nikt nie interesuje się jego losem i nie ma gdzie go odesłać. Czekając na śmierć analizuje swoje życie, które było po prostu nieszczęśliwe. Przypomina sobie osoby i zdarzenia aż pewnego dnia wszystko się odmienia. Personel szpitala zaczyna o niego dbać, zmienia mu sale na jednoosobową, dostaje wszystko co najlepsze. Zmianę tę powoduje wizyta Murzyna – adwokata, który przenosi informację o gigantycznym spadku.
Od tej pory życie podobne do przygód Obywatela Piszczyka zamienia się w te rodem z filmów o Jamesie Bondzie.
Pojawiają się piękne i niebezpieczne kobiety, samochody, wille, hotele, samoloty i skrytobójcy.
Mamy tutaj nie tylko trzymającą w napięciu akcję, która – dodajmy – rozgrywa się również w tak lubianych przez nas egzotycznych miejscach świata, ale i dziejącą się na naszych oczach historię, w którą wprzęgnięte są losy głównego bohatera i pozostałych postaci. A wszystko kręci się wokół odwiecznych tematów: miłości, młodości, życia i śmierci.