Kilka lat temu rozmawiałem z nauczycielką uczącą dzieci w szpitalu. Rozmawialiśmy o ludziach sukcesu, bankowcach, którzy awansowali stając się pracownikami banków w Londyńskim City.
Jeden z nich były wykładowca, doktor nauk ekonomicznych po kilku latach spędzonych w Anglii postanowił wrócić do Polski. Rozstał się z wielką firmą ze stanowiskiem menedżerskim oraz dużymi jak nam się wydawało pieniędzmi. Wrócił tu i wznowił wykłady jako wykładowca.
Pamiętam, że moja rozmówczyni była zafascynowana takim krokiem. Wyjęła z torby wycinek z prasy i dała mi do przeczytania.
Na mnie ten artykuł jakoś słabo zadziałał, tylko zapytałem moją rozmówczynię ile razy zmieniała pracę. Jak się okazało nigdy.
Kilka – kilkanaście razy zmieniałem pracę. Raz praca zmieniła mnie. W związku z tym zmiany firm oraz pracodawców zacząłem traktować jako naturalne.
Zmiany jak dla mnie zawsze okazywały się na lepsze.
Kiedy menedżer – pracownik zaczyna czuć, że praca nie daje pożądanego skutku prawie zawsze trzeba coś zmienić – np. szefa.
Zmiana szefa może polegać na zmianie pracy lub doprowadzenie do tego, aby szef odszedł. Ten drugi wariant jest dosyć trudny – ale znam co najmniej jeden przypadek takiego rozwiązania.
Działo się to w już nieistniejącej telewizji Telewizja Familijna, gdzie dziennikarze nagrali jak ich szef po prostu się nad nimi znęcał i przekazali informację do rady nadzorczej. Szef – prezes następnego dnia odszedł.
Ja postanowiłem odejść z TBS w Płońsku, kiedy dowiedziałem się, że do banku udzielającego kredyt regularnie są przysyłane donosy i to przez dwóch konkretnych radnych. Postanowiłem, że nie będę się kopał z koniem. I wtedy nadeszła bardzo dobra propozycja objęcia lepszej i spokojniejszej posady.
Na zakończenie anegdotka
W ubiegłym tygodniu koleżanka z którą dojeżdżam do pracy na widok olbrzymiej twarzy burmistrza Sadowskiego z Raciąża na pierwszej stronie Extra zapytała czy przypadkiem nie powinien on mieć czarnego paska na oczach?
Bardzo zdziwiony odpowiedziałem, że oczywiście, że nie. Wprawdzie ma duże kłopoty, bo nie otrzymał absolutorium, a nie kogoś zabił. I tak skoczyła się nasza rozmowa o polityce lokalnej.