Nie wierzę w pomoc społeczną

Nie wierzę pomoc społeczną bo uważam, że trafia nie do tych, którzy potrzebują tylko po polsku „zaradnych”. Jestem daleki od twierdzenia, że po pomoc do ośrodka pomocy społecznej w Płońsku lub Żurominie przejeżdżą ludzie w mercedesach 600, bo raczej tak nie jest, a moje doświadczenia wskazują, że ci najbiedniejsi raczej mają problem ze zdobyciem pomocy.

Nigdy nie dostałem, dodatku rodzinnego, nigdy nie dostałem zapomogi, a kiedy byłem na bezrobociu nie otrzymałem kuroniówki. A był taki czas, że bardzo tego potrzebowałem. I nie udało się. Bo termin, bo za duże zarobki w latach poprzednich, bo nie należy się …

Dwa razy w życiu prosiłem o pomoc swego pracodawcy bo los tak zrządził, że potrzebna mi była gotówka na wydatki zdrowotne. Nie dostałem. Ale nie narzekam. I paradoksalnie chociaż nie dostałem pomocy w formie gotówki pomoc jednak przyszła – trzeba było pójść po rozum do głowy. To dało mi impuls do działania. Udało mi się zmienić pracodawcę i zobaczyć, że ten poprzedni chociaż dobry nie był idealny.

Ale dosyć o mnie.

Uważam, że nasze państwo i samorządy nie zdają egzaminu z pomocy. Chociaż mam wątpliwości czy to państwo lub samorząd powinien być opiekuńczy? W rozwiniętych krajach do których my aspirujemy to organizacje pozarządowe świadczą pomoc dla najbardziej potrzebujących. W Polsce też działają podobne organizacje – chociażby Caristas czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Te dobrze i prężnie działające organizacje jednak wszystkiego nie załatwiają.

Państwo i samorządy nie zdają egzaminu nie dlatego, że ludzie źle pracują – bo wierzę, że jednak robią swoja robotę jak najlepiej, ale nie zdają egzaminu dlatego, że system jest zły. System rozdawania pieniędzy – a nie pomocy społecznej.

Chodzi mi konkretnie o rodziców wychowujących niepełnosprawne dziecko. Taki rodzic może otrzymać 420 zł (pod warunkiem, że nie zarabia się więcej niż ok. 580 zł na członka rodziny) plus zasiłek pielęgnacyjny 153 zł (zasiłek dla każdego z orzeczeniem o niepełnosprawności). Jeden z rodziców nie może w ogóle pracować. A więc robi się z rodzica kalekę, bo zdrowy człowiek nie może pracować i siedzi – przepraszam opiekuje się dzieckiem za pięćset kilkadziesiąt złotych. Nie da się za to przeżyć. Jeżeli ten rodzic opiekuje się dzieckiem kilkanaście – dzisiąt lat. Nigdy nie wejdzie na rynek pracy i po odejściu dziecka stanie się klientem – ofiarą systemu pomocy społecznej.

Postuluję o utworzenie świetlic opieki dziennej dla chorych – niepełnosprawnych dzieci. Gdzie będzie zapewniona opieka chociażby za pieniądze z pomocy społecznej, a rodzic w tym czasie będzie mógł spróbować odpocząć od codziennego „kieratu” opieki nad dzieckiem, wypocząć psychicznie i spróbować znaleźć inne zajęcie – najprawdopodobniej zarobkowe. Aby później nie być dozgonnym klientem systemu pomocy.

Nigdy nie przeżyłem sytuacji opisanej powyżej, chociaż bywało bardzo ciężko, a ci których znam wiedzą o czym mówię – piszę. Dzisiaj wiem, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a na moją rodzinę zawsze mogę liczyć. I, że nie gotówka jest najważniejsza. Paradoksalnie muszę stwierdzić, że największą pomoc otrzymałem od negatywnie zweryfikowanego esbeka – który pomimo swojej niechlubnej przeszłości zachował się jak porządny człowiek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *