bookmark_borderNoworoczny remanent

Tegoroczna Wigilia była wyjątkowa. Spędziliśmy ją w gronie rodzinnym. Było dużo wujków, dużo babć, dzieci i prezentów. Miło i sympatycznie. Uroczystą kolację zjedliśmy przy świecach. To była moja pierwsza tak nastrojowa Wigilia i raczej jej nie zapomnę.

Aha, zapomniałem dodać ten nastrój ENERGA nam załatwiła ;).

Na szczęście po trzech godzinach przywrócono nam zasilanie. Tak obiecała pani odbierająca zgłoszenie o braku zasilania. I tak było.

Dziękuję Ci ENERGO. Continue reading „Noworoczny remanent”

bookmark_borderCoraz bliżej święta

Boże Narodzenie za pasem. Drugi poważny atak zimy za nami. Pierwszy półtoragodzinny dojazd do pracy do Płocka już też. Gdyby nie poczucie czasu, to właściwie nie ma różnicy, czy wyjazd czy powrót. Wszystko jedno i tak wszystko odbywa się w nocy. Te nieznaczne ilości światła tracę siedząc w pracy. Chociaż trzeba przyznać, że nie bez rekompensaty w postaci wypłaty w okolicach dziesiątego każdego miesiąca. Continue reading „Coraz bliżej święta”

bookmark_borderZima

Zawsze zmieniam opony na zimowe. Jednak w tym roku jakoś tak trochę później bo po pierwszym śniegu. No nie było jakoś czasu, bo opony mam – kupione w ubiegłym roku.

Jak je kupowałem to szukałem takich, które mają cenę na moją kieszeń. Jeden ze sprzedawców kolokwialnie pisząc mnie opierniczył. Jak dla niego opona za prawie 700 zł za sztukę to była opona w normalnej cenie. Mam duży samochód z napędem na 4 koła – kupiony dla bezpiecznej zimowej jazdy oraz z powodu dużego bagażnika. Jednak ten samochód jest chiński i za trzy tysiące opony to jednak przesada. Continue reading „Zima”

bookmark_borderUwaga na podróbki

Kupiłem synowy słuchawki. Drogie. Zadowolony był jak nie wiem co.

Hit internetu! Wszystkie gwiazdy w nich chodzą i może nawet czasami słuchają muzyki. Brzmiały dobrze. Dr. Dre (Amerykański producent muzyki Hip Hop) jest na nich podpisany. Bardzo dobrze grały do czasu, aż upadły na ziemię. Nie dało się ich już dalej użytkować. Po krótkim przeglądzie internetu znalazłem ostrzeżenie, że zdarzają się podróbki tych słuchawek. Do ostrzeżenia dołączony był zestaw wskazówek jak sprawdzić ich oryginalność. Nie były oryginalne.

Odnoszę wrażenie, że ostatnio świat stoi tylko na podróbkach. Pojawiają się podróbki wszystkiego. Telefonów, ciuchów nawet samochodów. Co widać na załączonym obrazku. To nie Toyota Yaris to chińska podróbka BYD F02.

A w piątek szukajcie w sklepach prawdziwej Extra.

A to prawdziwa Extra:

 

bookmark_borderStary nowy czas

Poniedziałek nie był dla mnie jak zwykle katorgą wstawania do pracy o 5.30. Wstałem rześki, wypoczęty oraz wyspany.

Ostatni weekend października to od kilku lat stała pora zmiany czasu z letniego na … Tu zagadka na jaki?

Odpowiedź wcale prosta nie jest – bo to nie czas zimowy. Jak się okazuje, czego nie pamiętamy już ze szkół bardziej podstawowych niż średnich, nie ma czasu zimowego. Jest czas letni!

„Czas zimowy” to tak naprawdę czas naszej strefy geograficznej. W końcu o godzinie 12 słońce wyznacza kierunek południowy, a nie jakiś południowo-wschodni. Czas jest wyznaczany według południka przebiegającego przez Polskę, a nie przez Petersburg. Continue reading „Stary nowy czas”

bookmark_borderRachunek sumienia

Mam objawy katotaliba.

Pierwszy: ostatnio pozytywnie wypowiadam się o Wojciechu Cejrowskim w kontekście jego katolicyzmu. Nie podobają mi się ataki na jego program, bądź co bądź rozrywkowy i postrzeganie go przez pryzmat jego religii.

Drugi: Oburzyłem się na komentarze dotyczące wypowiedzi pisarki Doroty Masłowskiej. Powiedziała, że „Świat bez Boga stracił czubek, środek: zdeformował się. A ludzie zatracili poczucie proporcji, poczucie tego, co jest ważne (…). W tej potężnej maszynerii, jaką jest ludzki umysł i dusza, mielą się jakieś śmieci, papierki, bzdury”. Continue reading „Rachunek sumienia”

bookmark_borderO spokój ostatnio trudno

Rzadko coś mnie wyprowadza z równowagi. Jednak w przeciągu ostatnich siedmiu dni miałem okazję ku temu dwa razy.

Na szczęści e zdarzenia nie miały miejsca w Płońsku, ani tez w okolicach.

Najświeższe miało miejsce w ostaną niedzielę. Wszyscy pamiętamy przynajmniej dwa wypadki minibusów z początku lata, gdy przepełnione rozbijały się gdzieś na trasie lub wpadały pod pociąg. Ginęło mnóstwo niczemu niewinnych ludzi. Cały kraj (jak ja nie lubię takich zwrotów) był w szoku.

Wielu pukało się w głowę. Jak tak można? Gdzie, odrobina myśli kierowcy, który zapakował tak wielu pasażerów do swojego mikro autobusu? Podobne zdarzenia media relacjonowały kilka razy zawsze z podobnym oddźwiękiem i zawsze – później – bez refleksji.

Otóż w ostatnią niedzielę wsiadając do samochodu zauważyłem samochód marki Lublin jakiejś ochotniczej straży pożarnej. Początkowo wydawało mi się, że widziałem w środku potwornie ściśnięte nastolatki. Odwróciłem się drugi raz i uznałem, że się mi wydawało. Jednak za chwilę d drzwi bocznych dosłownie „wysypało się” kilkunastu nastolatków. Przyznaję takiego widoku nie spodziewałem się nigdy zwłaszcza, że zawsze uważałem strażaków za bardzo odpowiedzialnych ludzi. Ten kierowca nie był. Niestety nie zdążyłem zanotować numerów rejestracyjnych, aby poinformować o tym odpowiednie organy ścigania.

Pierwsze zdarzenie zaś związane jest ze zdrowiem i lekarzami. Kilka miesięcy temu zwróciła się do mnie koleżanka mojej mamy z prośbą o pomoc. Ponieważ jej synowa zginęła tragicznie, wychowuje dwoje swoich wnucząt. Jedno z nich jest „bezglutenowcem” – choruje na celiakię. W celiakii należy przestrzegać ściśle odpowiedniej diety pozbawionej glutenu. Gluten jest obecny w pszenicy, owsie, życie i życie. Owa babcia starając się nie skrzywdzić wnuczki zachować dietę. Nie zawsze jej się to udawało. Zadzwoniła po radę o to, co kupować, jak kupować może jak też przygotowywać posiłki. Ponieważ w rodzinie mamy doświadczenie z taką dietą mogliśmy jej pomóc.

W trakcie rozmowy okazało się, że wnuczka raczej nie jest okresowo badana, aby sprawdzić czy organizm właściwie reaguje na dietę. Jedynie sprawdzał ja lekarz rodzinny – pediatra. Babcia nie wiedziała, kiedy wnuczka ostatni raz była sprawdzana. Po długich namowach, kilu fortelach (między innymi umówieniem jej do gastroenterologa dziecięcego specjalizującego się między innymi w celiakii) namówiłem ją, aby przyjechała do Warszawy na badania. Jednak odkładałem słuchawkę bez przekonania o tym, że pojedzie z wnuczką na badania – po miesiącu jednak zadzwoniła z podziękowaniami, że dostała wyniki. Cóż się okazało. Wnuczka jest zdrowa i nigdy nie była chora. Dla wnuczki skończyła się długa i uciążliwa dieta, a dla babci niepewność czy prowadzi ją prawidłowo.

Na orzeczeniu lekarskim wprost stwierdzono, że wcześniejsze rozpoznanie nie miało podstaw i zostało stwierdzone bez jakichkolwiek badań. Mam nadzieję, że lekarze to piszący zgłoszą to odpowiednim swoim władzom. Babcia i dziecko zmarnowały kilka lat na bezsensownej diecie. W przypadku babci długo nie trwała, zaś w przypadku dziecka kilka lat to epoka!

Czyż można o tym czytać ze spokojem?

Tymczasem nastąpił wrzesień i kolejne zdarzenia mogące wyprowadzać z równowagi. Chociażby pierwsze dni dzieci w szkole lub przedszkolu. Dzieci pewnie to jakoś wytrzymają, a z rodzicami będzie raczej „słabo”.

Marcin Łobko

bookmark_borderDrugie życie


drugie-┼╝ycieKsiążkę kupiłem za 14.99 w płońskim Marc Polu. Kupiłem, bo chciałem coś przeczytać. Autor – Marcin Wolski jest znany nie tylko z książek, ale przede wszystkim występów telewizyjno – radiowych. I tak jak nie lubię słuchać i oglądać Wolskiego, tak uwielbiam go czytać.

Książkę przeczytałem w 3 dni leżąc na plaży po 3 godziny. Pierwsze osiemdziesiąt stron niestety nie zachęcało do dalszej lektury.

Główny bohater Antoni Jurkowski dogorywa w prowincjonalnym szpitalu. Często się słyszy, że trzeba go wypisać, aby nie zajmował miejsca innym jednak nikt nie interesuje się jego losem i nie ma gdzie go odesłać. Czekając na śmierć analizuje swoje życie, które było po prostu nieszczęśliwe. Przypomina sobie osoby i zdarzenia aż pewnego dnia wszystko się odmienia. Personel szpitala zaczyna o niego dbać, zmienia mu sale na jednoosobową, dostaje wszystko co najlepsze. Zmianę tę powoduje wizyta Murzyna – adwokata, który przenosi informację o gigantycznym spadku.

Od tej pory życie podobne do przygód Obywatela Piszczyka zamienia się w te rodem z filmów o Jamesie Bondzie.

Pojawiają się piękne i niebezpieczne kobiety, samochody, wille, hotele, samoloty i skrytobójcy.

Mamy tutaj nie tylko trzymającą w napięciu akcję, która – dodajmy – rozgrywa się również w tak lubianych przez nas egzotycznych miejscach świata, ale i dziejącą się na naszych oczach historię, w którą wprzęgnięte są losy głównego bohatera i pozostałych postaci. A wszystko kręci się wokół odwiecznych tematów: miłości, młodości, życia i śmierci.

bookmark_borderProdukt jednorazowy

Lato, lato i już po urlopie. Niestety.

Udało nam się w tym roku oszukać system. Zawsze, kiedy jeździliśmy nad polskie morze było zimno lub lało. W tym roku pojechaliśmy nad morze nie na tydzień, a na dwa. I udało się.

Pierwszy tydzień było zimny, drugi zaś słoneczny i dało się poleżeć na plaży. Nie utopiliśmy samochodu tak jak miało to miejsce w ubiegłym roku, również jak na razie nie dostałem żadnego mandatu. Chyba, że jak zwykle z Bobolic przyjdzie propozycja żeby wnieść opłatę do kasy miejskiej w wysokości 300 zł, a jak nie to -200 zł i 6 punktów karnych podzielę się z państwem polskim (w tym przypadku wzbogaciło się państwo).

Dlaczego na wakacjach częściej niż zwykle mam wrażenie (a zdarza mi się to bardzo rzadko), że większość osób, które spotykam na drodze chce mnie oszukać i wyciągnąć kasę? Może naprawdę turysta to produkt jednorazowy. Przyjedzie, zapłaci półtora razy więcej i zniknie?

Dlaczego kupując chleb na ulicy jakiegokolwiek morskiego kurortu słyszę, że jest dobry, naturalny, bez polepszaczy, a jak tylko się go dotknie to od razu można wyczuć, że oprócz polepszaczy nie ma w nim nic więcej?

Nie piszę już o naciągaczach żerujących na dzieciach sprzedających badziewne, niedziałające zabawki. Tu szkoda słów, palców, monitora, papieru etc.

Co do mandatów ostatnio odnoszę wrażenie poparte z resztą publikacjami, że gminy i państwo zaczęły traktować opłaty za mandaty jak normalny przychód. Zaczęły się kombinacje związane z powiększeniem tego przychodu. Słyszałem, że minister finansów chce prawie półtora miliarda przychodu z mandatów, a gmina Biały Bór w Zachodniopomorskiem (leżąca obok wspominanych wcześniej Bobolic) planuje, że 20% dochodu budżetu gminy to będą mandaty. Biały Bór chyba rzeczywiście nie ma nic do zaoferowania (z wyłączeniem zdjęcia z wakacji z fotoradaru lub zaproszenia do sądu grodzkiego), bo turyści się tam nie zatrzymują, na tere miasta wszędzie znaki z ograniczeniem prędkości do 40, a czasami nawet do 30 kilometrów na godzinę. Minister finansów zaś kupuje następnych 300 radarów.

Oczywiście wykroczenie nie powinno się opłacać. Nikomu nie powinno się opłacać! Ani dla kierowcy, ani dla gmin czy państwa. Mam postulat do rządu, może też do posłów zaplanujcie w jednej z nowelizacji prawa o ruchu drogowym, aby pieniądze z mandatów nie szły na cokolwiek. Niech idą na konkretnie ściśle określone zadania. Niech będą one zgromadzone w oddzielnych funduszach gminnych, czy państwowych i niech pójdą one tylko i wyłącznie na budowę nowych, lepszych i szybszych dróg. Niech drogi będą bezpieczne i bez ograniczeń, aby nie trzeba było łapać w pułapkę ograniczeń kierowców.

Chyba, że kierowca to produkt jednorazowy przeznaczony jedynie do płacenia mandatów w trakcie jazdy po kiepskich i zużytych drogach.

bookmark_borderKiedy odejść

Kilka lat temu rozmawiałem z nauczycielką uczącą dzieci w szpitalu. Rozmawialiśmy o ludziach sukcesu, bankowcach, którzy awansowali stając się pracownikami banków w Londyńskim City.

Jeden z nich były wykładowca, doktor nauk ekonomicznych po kilku latach spędzonych w Anglii postanowił wrócić do Polski. Rozstał się z wielką firmą ze stanowiskiem menedżerskim oraz dużymi jak nam się wydawało pieniędzmi. Wrócił tu i wznowił wykłady jako wykładowca.

Pamiętam, że moja rozmówczyni była zafascynowana takim krokiem. Wyjęła z torby wycinek z prasy i dała mi do przeczytania.

Na mnie ten artykuł jakoś słabo zadziałał, tylko zapytałem moją rozmówczynię ile razy zmieniała pracę. Jak się okazało nigdy.

Kilka – kilkanaście razy zmieniałem pracę. Raz praca zmieniła mnie. W związku z tym zmiany firm oraz pracodawców zacząłem traktować jako naturalne.

Zmiany jak dla mnie zawsze okazywały się na lepsze.

Kiedy menedżer – pracownik zaczyna czuć, że praca nie daje pożądanego skutku prawie zawsze trzeba coś zmienić – np. szefa.

Zmiana szefa może polegać na zmianie pracy lub doprowadzenie do tego, aby szef odszedł. Ten drugi wariant jest dosyć trudny – ale znam co najmniej jeden przypadek takiego rozwiązania.

Działo się to w już nieistniejącej telewizji Telewizja Familijna, gdzie dziennikarze nagrali jak ich szef po prostu się nad nimi znęcał i przekazali informację do rady nadzorczej. Szef – prezes następnego dnia odszedł.

Ja postanowiłem odejść z TBS w Płońsku, kiedy dowiedziałem się, że do banku udzielającego kredyt regularnie są przysyłane donosy i to przez dwóch konkretnych radnych. Postanowiłem, że nie będę się kopał z koniem. I wtedy nadeszła bardzo dobra propozycja objęcia lepszej i spokojniejszej posady.

Na zakończenie anegdotka

W ubiegłym tygodniu koleżanka z którą dojeżdżam do pracy na widok olbrzymiej twarzy burmistrza Sadowskiego z Raciąża na pierwszej stronie Extra zapytała czy przypadkiem nie powinien on mieć czarnego paska na oczach?

Bardzo zdziwiony odpowiedziałem, że oczywiście, że nie. Wprawdzie ma duże kłopoty, bo nie otrzymał absolutorium, a nie kogoś zabił. I tak skoczyła się nasza rozmowa o polityce lokalnej.